Pandemia
Jak funkcjonowaliście podczas pandemii i jak miała ona wpływ na prowadzone przez Was inicjatywy?
Maciej Łepkowski (Ogród Społecznościowy Motyka i Słońce): Podczas pandemii dużo ludzi przychodziło do naszego ogrodu. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że było ich więcej niż zazwyczaj, niż w poprzednich latach. To było miejsce, gdzie można było się spotkać. W trakcie lockdownu dla wielu osób to był rodzaj ważnej aktywności społecznej i fizycznej, ważnej dla ich zdrowia psychicznego. Ogród w czasie pandemii bardzo, bardzo się ludziom przydał, większej liczbie osób niż zazwyczaj. Bardzo pięknie też w tym roku wyglądał.
Hanna Wielgus (Rodzinne Ogródki Działkowe): Ja, jako działkowiec, nie odczułam istotnej zmiany. Ja dużo chodzę, spaceruję po działkach, w alejkach. Poza tym jest to teren zamknięty, więc można zdjąć maskę, swobodnie oddychać. W tym czasie kwitły pierwsze kwiaty, więc mogłam poczuć ich zapach. Później kwitły morele, wiśnie i mirabelki, to również był przepiękny zapach. W maju zakwitł bez i też pięknie pachniał. Będziemy mieli dalszy ciąg pandemii, ale można przyjść na działkę i pooddychać, odpocząć.
Joanna Humka (Kooperatywa Dobrze): Pandemia miała niestety negatywny wpływ na naszą działalność. Pierwsze miesiące były trudne. Dyżury pracownicze w naszych sklepach były odwoływane, straciliśmy część członków i członkiń. Nasze sklepy są dość małe, wprowadziliśmy obowiązujące ograniczenia dotyczące liczby osób, które mogą w nich przebywać, przez co straciliśmy także część klientek i klientów.
Marta Traczyk (Restauracja W Domu): Pandemia przewróciła naszą pracę do góry nogami. Nie braliśmy pod uwagę, że tak duża część naszej działalności może opierać się na dostawach. Imprezy rodzinne i serwowanie potraw gościom na miejscu nie były możliwe. Całe rodziny, które zostały zamknięte w domach, potrzebowały oferty zbilansowanej dla wszystkich ich członków, pracujących i uczących się zdalnie. Te posiłki musiały być odpowiednie dla małych dzieci, dla licealistów, a także dla mamy i taty. Podjęliśmy decyzję, że w tygodniu będziemy projektować wyłącznie zestawy obiadowe, natomiast takie lepsze, bardziej wyszukane dania zostawimy na weekend, kiedy wszyscy mają czas, żeby ładnie i fajnie zjeść. I to był strzał w dziesiątkę. Okazało się, że klienci dzwonili i mówili: „Pani Marto, niech już pani robi te obiady, bo my nie mamy czym dzieci karmić”. Pomyślałam, że to jest właśnie ten moment, kiedy całe rodziny i osoby prywatne zaczną myśleć o jedzeniu, a my wesprzemy ich dobrymi produktami. W tym momencie poczułam się jak Lucyna Ćwierczakowiczowa, że muszę nieść ten kaganek oświaty i że to jest właśnie teraz, to moje pięć minut, i będę walczyła o każdą istotę, o każde dziecko.
Powróć do góry strony